MENU

22 maja 2025

Wyjazd Offline Przyczepą Kempingową

Bardzo żałuję, że nie zdążyłam napisać tego wpisu tydzień temu tuż po naszym powrocie z wyprawy przyczepą kempingową. Miniony tydzień był tak szalony, że oddalił mnie od naszego sielskiego wypoczynku o jakieś tygodnie a nie zaledwie siedem dni. Z drugiej strony, ten czas uwypuklił jeszcze bardziej to, co chodziło mi po głowie od miesięcy: pęd współczesnego świata i jego kierunek zupełnie mi nie służą. Ale zacznijmy od początku.

Na wyjazd jechałam z totalnie przepełnioną głową - ilość spraw osiągnęła swoje apogeum. Już wcześniej próbowałam zwolnić i wyłamać się z życiowego biegu przez przeszkody. Kwiecień poświęciłam na prace w ogrodzie, usystematyzowałam spotkania towarzyskie i higienę pracy, ale wciąż czułam jakiś nieopisany lęk i poddenerwowanie. Choć to sprawa dość oczywista i jest o tym ostatnio bardzo głośno, zajęło mi chwilę, by zrozumieć, że duży wpływ na moje samopoczucie ma wielowymiarowe korzystanie z telefonu i Internetu.

Ilość informacji jaka do nas dociera jest niezmiernie przytłaczająca. Niepokojące wiadomości ze świata mieszają się ze stosem reklam rzeczy, które rzekomo odmienią nasze życie czy też radosną twórczością sztucznej inteligencji i fake newsami. Artykuł o depresji miesza się z tym o najlepszym kremie anti-aging, wybory prezydenckie z aferą wokół jakiejś "gwiazdy", o której istnieniu nie masz pojęcia. Potęguje to poczucie, że jesteś w tyle, że nie wiesz co się dzieje, pomimo, że przecież cały czas bombardują Cię informacje. Tytuły wyskakują niezależnie od tego co tak na prawdę Cię interesuje. W ciągu jednej doby przetwarzamy więcej informacji niż człowiek w średniowieczu przez całe swoje życie! Oczywiście nikt nie chce się cofać do zamierzchłych czasów, ale ta dysproporcja jest naprawdę przerażająca. Świat technologii rozwija się w zatrważającym tempie, natomiast dolności przyswajania przez człowieka nie zmieniły się w ciągu tysiącleci. Zalewa nas ogromna liczba wrażeń w bardzo szybkim tempie, ale to wcale nie znaczy, że sobie z nimi radzimy. Automatycznie tracimy dużo energii emocjonalnej, psychicznej, intelektualnej, aby te informacje segregować: część odpierać od siebie, a część przyswajać. Dodam, że jestem osobą, która nawet nie ma telewizji w domu, nie wyszukuję również w Internecie artykułów dotyczących np. polityki, co nie przeszkadza mi być na bieżąco niezależnie od moich potrzeb. O ile warto wiedzieć co się ogólnie dzieje na świecie czy w kraju, tak wiele z poruszanych tematów mają za zadanie tylko wzbudzić w nas jakieś emocje czy reakcje, nie wnosząc w nasze życie zbyt wiele.

Ogromnym źródłem przedawkowania informacji są media społecznościowe. Zalewają nas informacje o obcych ludziach mających skrajnie różne życia z mieszanką filmików na każdy temat. Na nic się zdaje ograniczenie czasu spędzanego na platformie czy ilości obserwowanych osób, algorytm i tak próbuje ze wszystkich sił przyciągnąć Twoją uwagę. 

Jako twórca treści w Internecie czuję jednocześnie presję tworzenia treści znaczących, by nie mieć poczucia, że kogoś przeciążam, czy marnuję jego cenny czas. Czuję potrzebę dzielenia się tym co dla mnie ważne, tego by wyrazić siebie, jednocześnie doświadczam ciężaru bycia dostępną dla wszystkich, obowiązkiem odpisywania na wiadomości, odpowiadania na pytania, na które ktoś z łatwością sam znalazłby odpowiedź. Wiadomości od nieznanych osób mieszają się z osobami, które znam. Jedni piszą na Instagramie, inni korzystają z Messengera na Facebooku. Mąż podsyła mi listę zakupów (lub odwrotnie) na WhatsAppie, a ktoś napisał mi tą samą wiadomość na Facebooku i SMSem by mieć pewność, że dotarła. Gdy odpisuje na wiadomość, z drugiego miejsca ponagla pytanie, na które odpowiadam, że przecież odpisałam, ale w innym miejscu.. Grupa rodziców z klasy Marysi na jednej platformie, grupa Gabrysi na innej. Na wszystko trzeba odpisać od razu! Nie ważne czy jadąc samochodem, czy stojąc w kolejce przy kasie. Chcesz rzucić to wszystko i robić swoje ale wtedy dzwoni telefon: czy widziałaś tego maila co wysłałam 5 minut temu??

Nieustająca gotowość na to, że ktoś o coś Cię poprosi, o coś zapyta, coś będzie trzeba załatwić (na wczoraj oczywiście), do tego gonitwa codzienności i natłok spływających wiadomości osłabia każdego dnia i zabiera z życia to co najcenniejsze. Możliwość przeżywania dni w swoim tempie. 

Ale problem dostępu do Internetu nie opiera się tylko na mediach społecznościowych, mam sporo znajomych, którzy nie posiadają swojego konta a są przeciążeni nadmiarem informacji ponieważ mają do nich nieustanny dostęp. W Google sprawdzamy wszystko. Od przepisów, po weryfikowanie danych, które w ciągu dnia przyswajamy. Korzystamy z kalkulatora, translatora, godzinami przeglądamy sklepy, sprawdzamy opinie na temat produktu, który zamierzamy kupić. 

I chociaż naprawdę mocno ograniczam korzystanie z telefonu i wieczorami wybieram książki, to nie raz przepadłam podczas ich czytania na przeglądaniu maili i wiadomości. Chciałam tylko sprawdzić miejscowość czy inny ważny szczegół, który pojawił się w książce, a ręka sama poprowadziła mnie przez korytarze niekończących się informacji. 

Zaczęłam świadomie unikać pewnych schematów, mocno ograniczyłam liczbę obserwowanych kont i robię w mediach społecznościowych regularne czystki blokując reklamy. Poprosiłam niektórych znajomych, by nie przesyłali mi linków i filmików na temat miliona aspektów dzisiejszego świata, jednak nie zawsze spotykałam się ze zrozumieniem. Takich sabotażystów jest wokół nas sporo, dlatego bardzo ważne by być wytrwałym w swoich postanowieniach. Czułam, że potrzebuję resetu w pełnej okazałości i postanowiłam zupełnie zrezygnować z telefonu w czasie naszego majowego wyjazdu.

Nie chodziło tylko o media społecznościowe (były wyłączone i nie prowadziłam żadnych relacji z wyjazdu), ale również sprawdzanie wiadomości czy nawet redukcję rozmów przez telefon. I chociaż jestem osobą, która na co dzień stara się i tak ograniczać technologię w życiu codziennym, dopiero te 7 dni offline uświadomiło mi jaka to jest druzgocąca różnica w funkcjonowaniu, gdy ich nie ma w zupełności.

Zapraszam Was na migawki z naszego wyjazdu.

Pierwszy przystanek to Jura Krakowsko - Częstochowska, gdzie kibicowaliśmy Tacie podczas kursu skałkowego, odwiedziliśmy zamek Ogrodzieniec i dużo spacerowaliśmy. 

Drugie miejsce Camping Bajka cały dla nas poza sezonem! Tam plażowaliśmy (nawet przy 15 stopniach!) ale pogoda była cudna i z każdym dniem coraz lepsza. Odwiedziliśmy JuraPark w Krasiejowie, gdzie na prawdę wydobyto szczątki dawnych olbrzymów oraz przeszliśmy się po urokliwym Opolu. Prowadziliśmy po prostu proste życie na łonie natury, jedząc posiłki pod chmurką. Idealne warunki do ucieczki od pędzącego świata.


To pierwszy wyjazd Vincenta. Spisał się doskonale!


Gdybym tylko wiedziała, że tak będzie wyglądał ten kurs skałkowy męża...😨




Zamek Ogrodzieniec nas zauroczył. Zwiedził do nawet Vincent!





W drugiej połowie wyjazdu przenieśliśmy się na kemping Zatoka Bajka, na którym byliśmy też w zeszłym roku (migawki tu) ale tym razem zauroczył nas jeszcze mocniej, bo poza sezonem było tu pusto!




Oczywiście dbałam o porządek w naszym malutki domku, ale o ile to prościej robi się przy ograniczonej ilości rzeczy i miejsca. 






Na tym wyjeździe czułam wewnętrzny spokój jakiego nie doświadczyłam od dawna. Z pewnością na to miało wpływ: 
a) bliskość natury
b) redukcja ilości zadań i robienie jednej czynności w danym momencie (i skupienie się na takich normalnych czynnościach bez technologicznych ułatwiaczy np. ręczne zmywanie naczyń)
c) brak przepływu informacji z Internetu




Moim dzieciom zupełnie nie przeszkadzało, że było wówczas 15 stopni. Jesteśmy zahartowani!


Codziennie tyle kroków, że pozwoliliśmy sobie na coś słodkiego w urokliwym Opolu.





JuraPark w Krasiejowie. W tym miejscu wydobyto prawdziwe szczątki dawnych olbrzymów.


To mój pierwszy dinopark w życiu i bawiłam się świetnie!


Fajnie spać z tymi wszystkimi, których kocham w jednym pomieszczeniu. Na kempingach śpię jak zabita, jedynie nie lubię mocnych wiatrów, gdy szurają po przyczepie gałęzie lub napinają się pasy sztormowe.


Czas na plaży (dla piesków) był tym najpiękniejszym. To był kwintesencja wyjazdu.


Nawet znalazłam chwilkę na relaksujące malowanie.


Uwielbiamy tą książeczkę. Miłoszek też szukał swoich skarbów.


A jeśli chcecie zobaczyć ruchome migawki w postaci filmu to zajrzyjcie koniecznie tu (FILM). Uwielbiam tworzyć filmiki z naszej codzienności.


Po powrocie czułam ogromną ulgę oraz wewnętrzne wzmocnienie. Niestety codzienność z powodu napiętego grafika i masy pracy (co i jak zdradzę w migawkach) spowodowała, że jeszcze dokładniej widzę kontrast pomiędzy tym jak chciałabym żyć a do czego "zmusza" nas otoczenie i czasy, w których żyjemy. Jeszcze mocniej chcę skupić się na tym co kocham, uciekać w miarę możliwości od zgiełku i szybkiego życia. Znam na to mnóstwo sposobów, które przy odrobinie wysiłku da się do życia wprowadzić. Od lat jest to główny przekaz mojego bloga. Kolejne tygodnie, będę starała się sobie to wszystko usystematyzować. Wyznaczyć granice innym i wyznaczyć cele samej sobie. 

Tym czasem ściskam Was mocno i lecę do łóżka i książki, by zadbać o higienę snu. 😙

Do napisania niebawem!
SHARE:

05 maja 2025

8 Urodziny Gabrysi

W majowy weekend wyprawiliśmy naszej Gabrysi urodzinowe przyjęcie dla rodziny i przyjaciół. Pięknie trafiliśmy z pogodą, więc przyjęcie odbyło się na świeżym powietrzu. Przygotowaliśmy przekąski oraz kociołek z ogniska, a dzieci swobodnie mogły biegać po ogrodzie.

Zapraszam Was to naszych przygotowań do wyjątkowego dnia i urodzin Gabrysi.

W naszym domu tort jest zawsze ze sprawdzonego przepisu na biszkopt. Tym razem dodałam na wierzch wariację kopca kreta, by wpasował się w wybrany przez Gabrysię motyw Krecika, a pomiędzy warstwami znalazły się owoce: morele z puszki oraz banany. Dodam, że im dalej w las z tortami w naszej rodzinie, tym bardziej lubię, żeby było widać, że jest to typowo domowy tort. Nie staram się na siłę go wyrównywać, a raczej z nonszalancją pozostawiam urocze nierówności. Tort był pyszny, chociaż powinnam jeszcze mocniej go nasączyć, by był bardziej "soczysty".



Przygotowałam tarte ze szparagami, sałatki: ziemniaczaną, z rukolą i batatem oraz tuńczykiem, serem, kukurydzą i ananasem, do tego deska serów, humusy, rogaliki z ciasta francuskiego ze szpinakiem oraz marchewkowe muffinki (na zamówienie Gabrysi bo tak jej smakowały na święta).



Na ognisku przez wiele godzin gotował się mięsny kociołek (specjalność Pana Poślubionego) który z apetytem zjedliśmy wraz z domowych chlebem.  


Rodzinna sielanka i zabawy w ogrodzie.





A gdy wypadła piłka za ogrodzenie to cała ekipa poszła na wyprawę do lasu.


I zmoczyli całe buty w błocie. 😉


W domku dzieciaki przygotowały "sklepik" z napojami i lodami (które ostatecznie serwowane były później).



No i czas na tort i Gabrysiowe prezenty.




Po 19 tej zaczął padać deszcz i szybko wbiegliśmy do domu. Dzieciaki natomiast zrobiły sobie bazę w domku ogrodowym z poduchami, kocami. Odpalili światełko, nadsłuchiwali deszczu i urządzili sobie pogaduchy.



Muszę przyznać, że było klimatycznie i zabawnie!

Gabi dostała cudowne prezenty, więc czas na urodzinową chwalipiętę.

Super zestaw do badmintona dla 4 osób.


Pluszowy Pusheen i kule do kąpieli.


Nowoczesny walkman do słuchania muzyki. 🎧 (Nasze dzieci nie mają telefonów)


Torba na ramię z rekinem.


Album na zdjęcia (dodatek do wcześniejszego prezentu na Zajączka).


Coś co Gabrysia uwielbia czyli logiczne układanki wraz z trudniejszą wersją kostki Rubika 4x4.


Zestaw do stworzenia domowej szklarni!


Gra dla całej rodziny, jeszcze jej nie znamy, ale ponoć jest super!


Zestaw małego archeologa.


Uroczy Banan do szydełkowania.


Fascynacja latami 80 tymi trwa! Oldschoolowy tetris.


Od Marysi uroczy misiaczek.


Mali goście również mieli swoje prezenciki.


A jeśli macie ochotę zobaczyć filmik to zapraszam na nasz Instagram. 

Za każdym razem cieszę się, że się...udało! 😜 To nie lada wyzwanie logistyczne i siłowe, ale też wielka przyjemność, którą z przyjemnością wrzucam do blogowego pamiętnika.

Ściskam Was mocno i do napisania!
SHARE:
© 2025 Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig